Pierwsze w sezonie podium Roberta Kubicy w wyścigach z serii DTM to efekt wyjątkowego zrządzenia losu oraz determinacji, jaką – mimo wszelkich przeciwności – wciąż wykazuje się były kierowca Formuły 1. Polak perfekcyjnie wykorzystał problemy rywali i w belgijskim Heusden-Zolder dojechał na metę jako trzeci, ale doskonale zdaje sobie sprawę, że powtórzenie tego wyczynu na torze Hockenheimring będzie raczej nieosiągalne. Podobnie, jak powrót do królowej sportów motorowych.
Udział w jednej z najbardziej prestiżowych europejskich serii wyścigowych miał ponownie otworzyć przed Kubicą drzwi do F1, tymczasem przez większość sezonu DTM krakowianin znów przeżywał mniejsze lub większe rozczarowania. Do minionego weekendu punktował tylko raz (10. lokata w Assen – przyp. red.), dlatego mało kto przypuszczał, że będzie jeszcze w stanie skutecznie zaatakować podium. Chaotyczny i nieprzewidywalny wyścig na Circuit Zolder stworzył natomiast szansę, z której 35-letni kierowca Orlen Team ART skrzętnie skorzystał. Wszystko za sprawą kolizji, do jakiej już na trzecim okrążeniu doprowadził Jonathan Aberdein. W efekcie tego zderzenia, oprócz Południowoafrykańczyka, przedwcześnie zakończyli zmagania także Fabio Scherer i Robin Frijns. Kubica awansował wówczas z dziewiątej na szóstą pozycję, a potem wypadli z kolei jadący przed Polakiem Philipp Eng oraz Lucas Auer. Były mistrz Formuły Renault 3.5 zdystansował jeszcze startującego z pole position Ferdinanda Habsburga i niespodziewanie znalazł się na trzeciej lokacie, której nie oddał do samego końca.
„Nieustępliwemu Kubicy należą się brawa. Wreszcie stanął na podium w DTM. Poczynił spory postęp w obecnym sezonie, nie mając wcześniej żadnego doświadczenia w tej serii” – czytamy na portalu Motorsport.
Robert #Kubica has one hand on the trophy already – the pole takes third at @CircuitZolder with just minutes to spare!#WeLoveDTM #DTMoments #FeelTheRoar #DTM2020 pic.twitter.com/jPQH018JX7
— DTM (@DTM) October 18, 2020
Tydzień wcześniej na tym samym torze na mecie zameldowało się piętnaście aut (nie dojechał tylko Frijns), a Kubica wyprzedził wtedy zaledwie trzy z nich (12 msc.). Nasz reprezentant jest jednak świadom tego, iż w normalnych okolicznościach prawdopodobnie nie miałby nawet okazji zawalczyć o podium.
„Wszystko jest możliwe w DTM, ale fakt jest taki, że nie zaczynaliśmy dzisiejszego wyścigu z myślą o podium. Minęło sporo czasu od mojego ostatniego podium, tym bardziej wiem, ile mnie to kosztowało. Mam nadzieję, że to będzie dodatkowy impuls dla chłopaków w tym niełatwym sezonie. Podium smakuje tak samo jak ściganie się na OS-ach Rajdowych Mistrzostw Świata samochodem prywatnym przeciwko samochodom fabrycznym” – powiedział Kubica w rozmowie z Cezarym Gutowskim.
Przyszłość Kubicy to nadal wielka niewiadoma, choć niedawno pojawiły się spekulacje, że być może w przyszłym roku otrzyma do dyspozycji ulepszony model BMW, który pozwoli mu rywalizować w DTM o wyższe cele. Tymczasem władze Deutsche Tourenwagen Masters zdecydowały o zakończeniu tej serii wyścigowej w dotychczasowym formacie (ekipy prywatne zastąpią fabryczne – przyp. red.), co jest pokłosiem m.in. wycofania się ze sponsoringu przez Audi. Powrót do Formuły 1 również wydaje się na razie poza zasięgiem Polaka, bowiem większość teamów prowadzi obecnie politykę personalną opartą o młodszych, bardziej perspektywicznych zawodników.
Na początku listopada naszego kierowcę czeka wizyta na jednym z jego ulubionych torów – niemieckim Hockenheimring, gdzie podczas Grand Prix Niemiec F1 zajmował 7. miejsce zarówno w barwach BMW Sauber (2008), jak i Renault (2010). Wyścig w Badenii-Wirtembergii będzie zwieńczeniem wyjątkowego, naznaczonego pandemią koronawirusa sezonu, który dla Roberta ma słodko-gorzki smak.