To był iście królewski powrót do klatki KSW jednej z największych gwiazd tej organizacji. Mamed Khalidov znokautował efektownym high-kickiem faworyzowanego Scotta Askhama i odebrał Anglikowi mistrzowski pas kategorii średniej. Czeczeński wojownik zapewnia, że nie jest to ostatnie słowo w jego zawodowej karierze!
Rewanżowy pojedynek Khalidov vs Askham trwał nieco ponad pół minuty, ale z pewnością nie zawiódł fanów MMA zgromadzonych w łódzkiej Wytwórni, jak i tych oglądających galę w systemie pay-per-view. Walka od początku toczyła się w stójce, a jej zwieńczeniem było genialne wysokie kopnięcie na szczękę, którym Mamed powalił brytyjskiego rywala na deski. Uczynił to w widowiskowym stylu, który przysporzył mu przed kilkoma laty tak wielu sympatyków nad Wisłą. Mało kto spodziewał się jednak, że mając 40 lat na karku reprezentant olsztyńskiego Arrachionu będzie jeszcze w stanie nawiązać do swojego najlepszego okresu w karierze.
„Przez ostatnie lata nie byłem sobą mentalnie. Dzisiaj byłem sobą dzięki spokojowi – poukładałem pewne sprawy w głowie, zmieniłem też treningi. […] Jeśli Scott będzie chciał kolejnej walki, to mu ją dam” – powiedział w mixed zonie bohater wieczoru.
Askham stracił w sobotę nie tylko miano zawodnika niepokonanego od marca 2017 roku (seria 5 kolejnych zwycięstw), lecz przede wszystkim mistrzowski pas KSW w kategorii średniej, który powrócił do dawnego czempiona. Khalidov (35-7-2, 15 KO, 16 SUB) był bowiem jego dumnym posiadaczem już w latach 2015-2018.
👑 2009 – LHW Champ
👑 2015 – MW Champ
👑 2020 – MW ChampMamed Khalidov is now a three-time KSW Champion!! pic.twitter.com/4k40osvssS
— KSW (@KSW_MMA) October 11, 2020
Pozostałe starcia na KSW 55 trwały znacznie dłużej niż main event, aczkolwiek również obfitowały w wiele emocji. Michał Materla potrafił podnieść się po potężnym ciosie otrzymanym w pierwszej rundzie od Aleksandara Ilicia i w drugiej odsłonie zasypał Serba lawiną uderzeń po tym, jak udało mu się założyć tzw. krucyfiks. Popularny „Cipao” odniósł tym samym swoje 29 zwycięstwo w zawodowej karierze. Jeszcze więcej problemów rywal przysporzył Damianowi Janikowskiemu. Medalista olimpijski w zapasach stoczył swój pierwszy bój w mieszanych sztukach walki na pełnym dystansie czasowym, ale z każdą kolejną rundą widać było u niego spadek sił. Wrocławianin dominował zwłaszcza w początkowej fazie rywalizacji, gdy walka toczyła się w jego ulubionej płaszczyźnie, a więc w parterze. Kiedy zaś dochodziło do wymiany ciosów w stójce, inicjatywę przejmował Andreas Gustafsson (6-1, 3 KO, 2 SUB), który potrafił coraz szybciej oswobadzać się z obaleń. Ostatecznie triumfował Polak, choć sędziowie nie byli jednomyślni w werdykcie (29:28, 29:28 i 28:29).
W Łodzi swoje rekordy poprawili także Tomasz Romanowski (13-7, 4 KO, 1 SUB), który w debiucie dla federacji KSW za sprawą jednogłośnej decyzji sędziów okazał się lepszy od znanego polskiej publiczności Mołdawianina Iona Surdu (10-3, 7 KO, 1 SUB), Damian Stasiak (12-7, 1 KO, 9 SUB), który trójkątem założonym rękoma w drugiej rundzie wymusił poddanie Patryka Surdyna (5-1, 1 KO, 2 SUB), Przemysław Mysiala (24-10, 11 KO, 12 SUB) nokautujący Stjepana „Stipe” Bekavaca (19-11, 13 KO, 4 SUB) oraz Krystian Kaszubowski (9-1, 2 KO, 1 SUB) pokonujący na punkty Jakuba Kamieniarza (9-7, 1 KO, 6 SUB). W jedynej tego dnia konfrontacji z udziałem pań Karolina Wójcik (7-2, 2 KO) wygrała w ocenie arbitrów z Sylwią Juśkiewicz (9-6, 6 KO).
Olympic medalist @d_janikowski went to war with a Swedish Viking last night! #KSW55 pic.twitter.com/8x0vwGaW8F
— KSW (@KSW_MMA) October 11, 2020
Miniony weekend przyniósł również kolejny sukces naszego rodaka walczącego pod szyldem największej organizacji na świecie. Na gali w Abu Zabi Marcin Tybura (20-6-0, 7KO, 6 Sub) odniósł trzecie zwycięstwo z rzędu, pokonując jednogłośnie na punkty Bena Rothwella (38-13-0, 28 KO, 6 Sub). W tym roku „Tybur” wykazał już swoją wyższość nad Maximem Grishinem (lipiec) oraz Sergeyem Spivakiem (luty). Teraz chciałby wreszcie zmierzyć się z przeciwnikiem z czołowej dziesiątki kategorii ciężkiej UFC.